Z czego ma żyć (energetycznie) demokratyczna i wolna Białoruś?
29.09.2020r. 09:12
prof. dr hab. inż. Konrad Świrski, Transition Technologies SA

Na paskach wiadomości Białoruś gości nieprzerwanie od kilkudziesięciu dni. Biało-czerwono-białe flagi, demonstracje, brutalne pacyfikacje i zdjęcia kobiet wrzucanych do OMON-owych samochodów pokazywane są na całym świecie. Rządy Łukaszenki wchodzą w swoje ostatnie stadium, które jest jakże podobne do innych zdarzeń z historii. Jednak gospodarczo Białoruś jest totalnie zależna od Rosji, a energetycznie właściwie w 100 procentach.
Dziś być może sytuacja zostanie przez Łukaszenkę opanowana (tak jak zdarzało się w wielu innych krajach, a my mieliśmy tego przykład w latach 80-tych) i pomimo, że większość społeczeństwa nienawidzi władzy - dyktatura toczyć się będzie dalej. Można nawet włączyć sobie białoruski kanał (ja mam na nr 401 Canal Plus) i obejrzeć optymistyczne obrazki pól z kłosami zbóż i nadzwyczaj dynamiczne programy spotkań władz z pracownikami sektora przetwórstwa produktów mlecznych. Tu są inne flagi - dominuje stylistyka zielono-czerwona z dużą ilością złota (kłosy i sierpy) i wielkie sale o lśniących od pasty podłogach, na których mamy masówki zebranych przedstawicieli sektorów siłowych (wtedy mundury), albo kobiet (wtedy chustki) lub innych - z zadumą wysłuchujących się w kolejne prezentacje i sprawozdania z mównicy. Przez chwilę (w momencie pierwszych dni demonstracji) na kanale można było zobaczyć nawet z nich zdjęcia - ale były to propagandowe klipy wkomponowane w zdjęcia z ukraińskiego Majdanu z komentarzem - "właśnie do wojny chcą demonstranci doprowadzić". Teraz znów wróciły pola i przepisy kulinarne, więc władza czuje się pewniej. Ale wszyscy wiedzą co się wydarzy dalej, niezależnie jak twarda będzie obecna pacyfikacja i jak wiele jeszcze spotkań z wielkim przywódcą pokaże oficjalna białoruska telewizja - koniec będzie taki jak zawsze. Nawet nie wiadomo z czego i pewnie w momencie kiedy nikt nie będzie się tego spodziewał - za miesiąc lub za pół roku lub rok wybuchną znów protesty i strajki. Może w małym zakładzie mlecznym lub fabryce traktorów, ale powoli będzie to płomień, który nagle rozpali się do białości. Znowu na ulice wyjdą młodzi ludzie i kobiety z narodowymi flagami (tymi biało-czerowno-białymi), a strajkować po pewnym czasie będą już wszyscy. Tym razem wierni milicjanci z jednostek specjalnych już nie będą interweniować, a wojsko po kolei będzie ogłaszać swoją neutralność lub dołączenie do protestujących. Na koniec milicja nie będzie interweniować, a rozentuzjazmowane tłumy wbiegną do siedziby Prezydenta, który będzie właśnie odlatywał swoim helikopterem na zasłużony pobyt w ościennej Rosji. Demokratyczna rewolucja zwycięży... tylko co dalej?
Gospodarczo Białoruś jest totalnie zależna od Rosji, a energetycznie właściwie w 100 %. Białoruś nie posiada własnych zasobów energetycznych (mizerne wydobycie torfu i szczątkowe ropy), w praktyce 100% zasobów sprowadzane jest ze wschodu - ok. 20 mld m3 gazu i 25 mln ton ropy. Gaz zużywany jest dla elektrociepłowni - w 92 % jest dziś w energy mix, a ropa naftowa (po przeróbce w rafineriach) to podstawowe źródło dochodów zagranicznych ( wykorzystanie preferencyjnych rosyjskich cen). Próba zmian struktury produkcji energii to jeszcze większa zależność, bo pomysłem jest energetyka atomowa i 2400 MW w nowej elektrowni w Ostrowcu (pierwszy blok i jego uruchomienie, które miało być w tym roku przesunięte zostało na pierwszy kwartał 2021 - więc blok jest już prawie gotowy). Oczywiście technologia rosyjska i nowe bloki WWER zasilane rosyjskim paliwem. W oczekiwaniu na bloki jądrowe (i z uwagi na prognozowane nadwyżki generacji, bo na razie nikt tej energii z nowych jądrowych bloków nie chce kupować na Zachodzie) trwa intensywne przestawienie gospodarki na zasilanie z energii elektrycznej (zamiast gazu).
Całość stanowi tragiczną dla demokratycznej Białorusi układankę zależności energetycznej.
Jakiekolwiek próby uniezależnienia Białorusi mogą w prosty sposób spotkać się ze znaną (przykład Ukrainy) reakcją rosyjską. Zmiana cen gazu i ropy naftowej - rujnuje gospodarkę białoruską w ciągu kilku miesięcy do roku, w chwili obecnej nawet techniczne możliwości dywersyfikacji dostaw są prawie żadne. Elektrownia atomowa - nawet jeśli powstanie - jest całkowicie zależna od rosyjskiego paliwa i rosyjskich specjalistów (mamy końcowy okres budowy, rozruchu i gwarancji - nawet chcąc to nie da się Rosjan zastąpić przez kilka lat). Na dodatek sama budowa jest już obciążona wielkimi długami (a jest finansowana z rosyjskich kredytów), więc w momencie jakichkolwiek nawet potencjalnych konfliktów możliwe jest albo zatrzymanie inwestycji z długami, albo przejęcie własności elektrowni przez rosyjskie koncerny. Możliwości oddziaływania w nowym "hybrydowym" świecie jest wiele. Bez kompleksowego planu pomocowego i naprawdę dobrego pomysłu na "nową demokratyczną i niezależną energetycznie" Białoruś - ten kraj po ewentualnych zmianach - nie przetrwa jednej zimy i znowu wpadnie w ręce już całkowitej dominacji lub nowej formy "kolejnego Łukaszenki".
Jeśli myślimy o prawdziwym sukcesie demokratycznej Białorusi - to problem jest bardzo skomplikowany i prawdopodobnie przekracza możliwości samej Polski. Wymaga naszej determinacji, ale i przekonania także Unii Europejskiej, że pomoc - finansowa i energetyczna - musi byś szybka i pokaźna. Przede wszystkim musimy mieć jednak pomysł - czy chcemy współpracy z wolną Białorusią? Tego nie załatwi się nawet najlepszym koncertem, pokazem plakatów czy też demonstracją poparcia. To niestety kosztowna i długofalowa polityka (na dodatek w sytuacji gdzie sami jesteśmy energetycznie pod presją). Zapewnienie alternatywnych dostaw ropy i gazu (ale po jakiej cenie ?), zmiana modelu pracy białoruskich przedsiębiorstw (gdzie do tej pory wszystko idzie na eksport na rynki wschodnie - czy ma teraz konkurować z naszymi produktami w Europie), czy wreszcie na koniec ta nieszczęsna elektrownia atomowa (czy w demokratycznej Białorusi też będzie "niewłaściwa"? czy też już Europa Zachodnia może rozważyć import energii w niej produkowanej). Na koniec oczywiście to co jest dziś na tapecie na Ukrainie - połączenie w europejski systemem elektroenergetyczny (Ukraina planuje na 2023 co nie jest możliwe technicznie, być może 2025) - a więc i budowa energetycznych połączeń transgranicznych. Te pytania są naturalne (choć bardzo trudne i niewygodne) i sami już dziś musimy zdecydować czy naprawdę chcemy pomóc czy też tak naprawdę wygodniej jest nam tylko współczuć i akceptować autokratyczne i niedemokratyczne państwo u naszego sąsiada.